Dziennik kajdan
Notatki z komory tortur biznesu
Krótko, konkretnie, bez marketingowego zadęcia. Zapisujemy tylko to, co bolało naprawdę – i co dzięki temu zaczęło działać.
Jak zabiliśmy newsletter i sprzedaż wzrosła
Jeden z klientów TheGimp wysyłał co tydzień rozbudowany newsletter: kilka sekcji, linki, kulisy, cytaty. Otwieralność wyglądała ładnie, ale kalendarz był pusty. Zamiast optymalizować tematy wiadomości, brutalnie przecięliśmy przewód: brak newslettera, tylko jedna, ręcznie pisana wiadomość do pojedynczej osoby, raz na tydzień. W miesiąc kalendarz pękł w szwach – bo każde „wyślij” bolało na tyle, żeby nie marnować go na kogokolwiek.
Miasto zamiast świata
Inny klient sprzedał globalne ambicje za lokalny spokój. Zamiast walczyć o uwagę całego internetu, zawęziliśmy zasięg do jednego miasta. Wycięliśmy język angielski, ceny w wielu walutach i międzynarodowe wysyłki. Została jedna dzielnica, kilka ulic, precyzyjnie wybrana grupa odbiorców. Efekt? Mniej zapytań, więcej klientów, zero rozmów „na później”.
Czarna lista funkcji, które nigdy nie powstaną
W wielu projektach funkcje mnożą się jak łańcuchy na ścianie lochu. Zamiast wszystkiego notować w backlogu, tworzymy listę funkcji, których na pewno nie będzie. Każde „fajnie byłoby mieć” ląduje na tej liście, wraz z powodem odrzucenia. Zespół przestaje marzyć o wielkim systemie, a zaczyna dopieszczać ten mały, który naprawdę istnieje.
Cennik z trzema cenami zamiast tabeli rozmiarów tortur
Przeprojektowując cennik, traktujemy go jak narzędzie tortur dla niezdecydowania. Maksymalnie trzy opcje, jasno nazwane: wersja dla tchórza, wersja dla odważnego, wersja dla ambitnego. Zamiast „pakietu standard” pojawia się „Kajdany startowe”, zamiast „premium” – „Pełne zamknięcie w lochu”. Klienci wybierają szybciej, bo nie mają dokąd uciec.
Dlaczego rezygnujemy z „O nas”
Na wielu stronach sekcja „O nas” to kilka akapitów o pasji, misji i wartościach. W komorze TheGimp taki tekst nie przeżywa pierwszej nocy. Zamiast opowieści o sobie, mówimy o ciężarze, który zdejmujesz z barków klienta. Kim jesteś, wynika z tego, jaki ból potrafisz znieść za niego. Reszta to tylko dekoracja.
Loch jako filtr dla klientów
Największą przewagą świadomych ograniczeń jest to, że odstraszają niewłaściwych ludzi. Średniowieczny klimat, surowy język, brak udogodnień – to wszystko działa jak filtr. Kto szuka wygodnej obsługi, odchodzi. Zostają ci, którzy rozumieją, że prawdziwa zmiana zawsze trochę boli. I to z nimi najłatwiej pracować.